Na 1 maja władze zwołały wiec na placu Lenina, a znany przedsiębiorca o opozycyjnych poglądach, Walery Lewoniewski, wzywał do pojawienia się na tym wiecu, ale z antyprezydenckimi hasłami. Impreza miała więc dwie części: oficjalną, z czerwonymi flagami, i nieoficjalną, opozycyjną. W odwecie Lewoniewski został aresztowany i skazany na 15 dni aresztu. W sprawie ulotek wszczęto sprawę kryminalną. Ich pojawienie się natychmiast skojarzono z akcją opozycyjnego przedsiębiorcy.- Po tej decyzji funkcjonariusze KGB przeprowadzili rewizję u Lewoniewskiego, sprawdzając, czy przypadkiem nie posiada on komputera, na którym opracowano te ulotki.
Ponieważ niczego takiego nie znaleziono, przeprowadzono rewizje gdzie indziej, także u nas - mówił “Rz” dziennikarz “Dnia” Andrzej Pisalnik.Gdy funkcjonariusze KGB dotarli do redakcji mieszczącej się w siedzibie innej niezależnej organizacji - Towarzystwie Białoruskiej Mowy, był tam jedynie Mikoła Markiewicz.
Grodzieńskie KGB przeprowadziło rewizję w dwóch siedzibach organizacji pozarządowych i w redakcji opozycyjnego tygodnika “Dień”, konfiskując w tej ostatniej cztery komputery. Pretekstem było pojawienie się w Grodnie antyprezydenckich ulotek.Dziennikarze “Dnia” twierdzą, że nie mają nic wspólnego z ulotkami, w których pojawił się antyprezydencki wiersz z
wulgarnymi - choć wykropkowanymi - wyrazami. - KGB doskonale o tym wie, ale chodziło im o uniemożliwienie nam pracy - tłumaczył “Rz” redaktor naczelny “Dnia” Mikoła Markiewicz.
We wtorek wieczorem KGB przeprowadziło rewizję również w Towarzystwie Białoruskiej Szkoły - organizacji będącej następczynią zlikwidowanego przez władze niezależnego stowarzyszenia Ratusza, oraz w Fundacji im. Lwa Sapiehy. Tu również skonfiskowano komputer. Antyprezydenckie ulotki pojawiły się w Grodnie pod koniec kwietnia.
Był on świadkiem konfiskaty komputerów. Funkcjonariusze twierdzili, że na ich twardych dyskach może znajdować się tekst antyprezydenckiej ulotki. - Zabrali nam całą bazę danych, wszystkie archiwa, także cały najnowszy numer - mówi Mikoła Markiewicz.Dziennikarze “Dnia” opowiadają, że szukają teraz kogoś, kto pomógłby im przeprowadzić skład i łamanie ich pisma. - Teksty możemy pisać na naszych domowych komputerach, ale tak dużej operacji to już w warunkach domowych nie przeprowadzimy - mówią.”Dień” jest następcą zlikwidowanej przez władze w 2002 r. opozycyjnej “Pahoni” (Mikoła Markiewicz i Paweł Mażejka zostali wówczas skazani za “zniesławienie prezydenta”). Zespół “Pahoni” przez
dwa lata szukał możliwości wydawania swego pisma, choć pod inną nazwą.
Ostatecznie udało się przejąć rejestrację mińskiej gazety “Dień”, mającej zresztą tytuł rosyjskojęzyczny. Pismo ma siedzibę w Mińsku, ale jego redakcja mieści się w Grodnie. Pomimo rosyjskiego tytułu zamieszcza wyłącznie artykuły w języku białoruskim.- Wszystkie drukarnie na Białorusi odmówiły nam drukowania naszego tygodnika. Dlatego też przywozimy go z Rosji, ze Smoleńska - mówi Andrzej Pisalnik. Pomimo że pismo jest najzupełniej legalne, jego sprzedawania odmówiły też państwowe kioski. “Dień” rozpowszechniany jest więc w naszej własnej prenumeracie i w 9 kioskach prywatnych.